poniedziałek, 9 kwietnia 2012

5.


CHLOE.


Wieczór spędziłam na pożegnaniu z mamą oraz babcią. Żadna z nich nie miała zamiaru mnie odprowadzac na lotnisko, gdyż nieznosiły długich rozłąk. Chyba przekazywały to w genach, gdyż ja także nie lubiłam rozstań, ale jako jedyna musiałam zachowac zimną krew. Ekscytacja rosła ponad wszystko. Żaden smutek, ani tęsknota nie były w stanie go przebic.

Poranek z kolei spędziłam na lotnisku. Na całe szczęście wyruszyłam bez opóźnienia, więc w Hiszpanii nie musieli na mnie czekac. Siedziałam przy oknie i podziwiałam piękne widoki. W uszach miałam słuchawki, aby zagłuszyc chrapanie mężczyzny siedzącego obok. Dwa miejsca dalej był chłopak, którego widziałam z Jen w parku. Cały czas wydawało mi się, że go znam, lecz nie potrafiłam przykleic jego twarzy do żadnego miejsca. Gdyby nie ten stary facet, byłabym w stanie zapytac go o to i o tamto, ale nie chciałam się przekrzykiwac w cichym samolocie.

Podróż minęła mi bardzo szybko. Nie zdążyłam się zmęczyc, a już musiałam zmieniac czas na zegarku. Kilkugodzinna różnica czasowa dała mi się we znaki, ale dopiero później. Na lotnisku byłam pełna zapału i chęci do pracy. Zauważyłam dobrze zbudowanego mężczyznę z dwiema tabliczkami. Na jednej z nich znajdowało się moje imię i nazwisko. Gdy podeszłam zmierzył mnie od góry do dołu, co bardzo mi się nie spodobało, po czym grzecznie się przywitał.
- Chloe Evans? – zapytał.
- Tak, to ja – odparłam.
- Trevor Duncan? – skierował pytanie w stronę chłopaka stojącego za mną. To był ten sam koleś z parku i samolotu.
- Tak, to ja – powiedział chłopak.
- Weźcie swoje bagaże i chodźcie do samochodu. Czeka was ciężka praca – stwierdził wysoki mulat z kartkami.

Zdziwiłam się, że nikt nam nie chciał pomóc. Jakoś dałam radę i przeniosłam swoje walizki do samochodu. Gdyby nie zamontowane na nich kółka, byłoby ciężko. Taka obsługa nie spodobałaby się mojej matce, ale nie mogłam o niej myślec. W końcu jej tam nie było. Zastanawiałam się jednak nad tym chłopakiem. Był cichy, nawet się ze mną nie przywitał. Może po prostu był do kogoś podobny. Nie miałam zielonego pojęcia, ale chciałam tą sprawę wyjaśnic.
- Hej, Trevor. Czy my się przypadkiem nie znamy? – zapytałam prosto z mostu.
- Malibu – odparł patrząc przed siebie. Nagle dostałam olśnienia umysłu.
- Rzeczywiście! Co za spotkanie – powiedziałam radosna. Poznałam tego chłopaka przy barze na plaży w Malibu. Podobał mi się tak bardzo, że byłam w stanie zrobic dla niego wszystko. Gdy poszłam „przypudrowac nosek” zwiał, a później już nigdy więcej go nie spotkałam. Tym razem nie podobał mi się jakoś specjalnie. Po prostu był przystojny, a ja rok temu byłam pijana.

Drogę spędziliśmy w ciszy i spokoju. W radio grali piosenkę, która brzmiała jak wiejskie disco, ale wpadała w ucho. Trevor przytupywał sobie do rytmu melodii, a ja patrzyłam na niego z zaciekawieniem. Zastanawiałam się, jak mogę dotrzec do niego, jak nawiązac kontakt. Przecież rok temu był taki wygadany. Czyżby przez ten rok coś się stało, do czego nie chciał wracac? Nie chciałam być aż taka wścibska, więc ugryzłam się w język, a następnie odwróciłam głowę i zaczęłam podziwiac piękne widoki. Wjeżdżaliśmy pod górkę klimatyzowanym BMW. Za oknem słońce prażyło spacerujących po ulicy ludzi. Już nie mogłam się doczekać kiedy wbiję się w bikini, wyruszę na pełną różnych osób plażę i położę na rozgrzanym piasku. Póki co nie czułam, że przyjechałam tam pracowac. Pogoda sprzyjała, więc czułam się jak na wczasach.

Hotel znajdował się kilkanaście metrów od morza. Szum fal i zapach słonej wody było czuc na odległośc. Zaraz obok postawiony był nowoczesny, ale niewielki stadion. Adam, bo tak miał na imię mężczyzna, który odebrał nas z lotniska, zaprowadził mnie oraz Trevora do sali konferencyjnej. Trener wraz ze swoimi pomocnikami, a także piłkarze siedzieli i omawiali jakąś taktykę. Gdy weszliśmy zapanowała cisza. Adam przywitał się ze wszystkimi, a później przedstawił nas jako nowych asystentów trenera. Czułam wzrok wszystkich facetów na sobie. Jeden nawet zagwizdał. Miałam ochotę nazwać go szowinistyczną świnią, ale po raz kolejny ugryzłam się w język i zachowałam tą opinię dla siebie. Nie mogłam na dzień dobry zrażac do siebie ludzi.

Trener wstał i przywitał się z nami. Wbrew pozorom nie był gburem, tylko bardzo miłym człowiekiem. Z szacunkiem odnosił się do naszej dwójki.
- Chloe i Trevor będą mi pomagali, więc wrazie problemów i braku mojej osoby na horyzoncie, zgłaszajcie się do nich – skierował swą wypowiedź do piłkarzy. Przyglądałam się im z zaciekawieniem. Niektórzy byli całkiem, całkiem, a nawet bardziej niż całkiem.
- To może Chloe i Trevor powiedzą nam coś o sobie? Skąd są, ile mają lat i czym się interesują. Chcielibyśmy ich lepiej poznac – powiedział prawdopodobnie bramkarz bawiąc się swoimi rękawicami.
- Dobry pomysł, Jack – poparł trener. Zdziwiłam się, gdyż nie lubiłam takich przemówień. Wolałam poznawac każdego z osobna. Przez takie wypowiedzi można wysnuc różne dziwne wnioski, ale cóż mi pozostało. Na szczęście Trevor pierwszy zabrał głos. Opowiadał o sobie z taką pasją, że aż zrobiło mi się wstyd. Pomyślałam, że teraz na pewno wezmą mnie za bogatą laleczkę, która nic nie potrafi. Musiałam im się przedstawic w jak najlepszym świetle, przebijając opowieśc o strasznym życiu na Brooklynie w rodzinie pełnej nienawiści.
- Nazywam się Chloe Evans, również pochodzę z Nowego Jorku – zaczęłam.
- Ale chyba z bogatszej dzielnicy – przerwał mi któryś facet.
- Tak, z Manhattanu – odparłam.
- Nie przerywajcie jej, chłopcy – wtrącił trener.
- Dziękuję. No więc pochodzę z Nowego Jorku i tam mieszkam już osiemnaście lat. Uczęszczałam do jednej ze szkół na Manhattanie. Tak, była prywatna jeżeli o to któryś chciałby zapytac. Przez ostatnie kilka lat nie robiłam nic innego tylko imprezowałam i napalałam się na przystojnych chłopaków, ale postanowiłam wziąć się w garśc i zrobic coś mądrzejszego. Dostałam się na Uniwersytet Columbia, a zgłoszenie na ten staż wysłałam pod wpływem chwili.
- A wiesz cokolwiek na temat piłki nożnej? – zapytał ten sam koleś, co wcześniej.
- Tak. Gdybym nie wiedziała, to by mnie tutaj nie było. Nie ma sensu robienia czegoś, co cię nie interesuje – odparłam.
- A co oprócz piłki nożnej jeszcze cię interesuje? – zapytał trener.
- Moda – powiedziałam, a na sali wybuchł śmiech.
- To widac – stwierdził ten sam mężczyzna, który wcześniej mi dogryzał. Gotowało się we mnie. Czułam się jak wulkan, który zaraz wybuchnie. Usłyszałam w tle, jak Jack zwracał się do niego po imieniu. Dostałam olśnienia i przypomniała mi się jego modowa wpadka, którą komentowały wszystkie czasopisma.
- Posłuchaj, Alex. Nie lubię, gdy ktoś się ze mnie śmieje, a sam nie jest idealny. Może w piłce nożnej jesteś dobry, ale jeżeli chodzi o dobieranie ubrań – koszmarny! Kto normalny założyłby marynarkę w paski, krawat w groszki i brudną koszulę? Chyba zabrakło ci tego dnia lustra – powiedziałam, a na sali rozeszło się głośne buczenie. Alex nie odezwał się ani jednym słowem, a jego mina wskazywała na wkurzenie. Byłam z siebie dumna. Nawet trener mnie pochwalił, lecz po chwili poprosił, abyśmy te tematy zostawili na później. Przedstawił nam rozkład dnia. Nie był zbyt ciekawy i imponujący, ale musiałam się z nim pogodzic. Nie było co narzekac, bo najgorsze czyhało przed nami. Trener oznajmił, że będę miała pokój razem z Trevorem, gdyż zabrakło dwóch jedynek w hotelu. Nie zrobiło na mnie to większego wrażenia, ale mój partner okazał się być negatywnie nastawiony do tego pomysłu. Kombinował na wszelkie sposoby, aby nie mieszkac ze mną w jednym pokoju. Niestety, na próżno. Musiał się pogodzic ze swoim losem i czekac aż zwolnią się dwie jedynki.

Kiedy weszliśmy do pokoju pozwolił mi wybrac sobie łóżko. Wzięłam to bliżej drzwi balkonowych i usiadłam na nim. Materac był miękki i wygodny. Następnym etapem było podzielenie się szafami. Wypadło, że każdy z nas dostał po jednej dużej i dwóch szufladach w komodzie. Niestety ilośc moich ubrań okazała się być zbyt duża. Zauważyłam, że Trevor niewykorzystał kilku półek w swojej dużej szafie, więc poprosiłam o odstąpienie. Na szczęście był bezproblemowy i ugodowy, więc od razu się zgodził. Umówiliśmy się, że jako pierwszy prysznic bierze on. Po jego półgodzinnej pielęgnacji zostawiał łazienkę dla mnie. Miał rację, że jako kobieta potrzebowałam więcej czasu na doprowadzenie się do normalnego stanu.

Dzień naszego przyjazdu wszyscy mieli wolny. Większośc chłopaków udała się nad hotelowy basen, aby złapac odrobinę słońca i popływac. Postanowiłam zrobic to samo. Trevor wyszedł kilka minut wcześniej, aby załatwic jakieś leżaki. Chciałam zrobic na chłopcach wrażenie, więc ubrałam bikini w panterze centki. Świetnie podkreślało moje długie nogi, płaski brzuch i spory biust. Spakowałam balsam do opalania, ręcznik i okulary do torby, przewiązałam prześwitującą chustę na biodrach, rozpuściłam włosy, a następnie zjechałam windą na sam dół. Pełna gracji postanowiłam przejśc się obok mężczyzn nie zwracając na nich uwagi. Od zawsze uwielbiałam kokietowac. Powtarzano mi, abym robiła to ostrożnie, bo mogę się przejechac na takim zachowaniu. Jednak tym razem musiałam to zrobic, aby dostrzegli z czego się śmiali i co stracili.

Pomiędzy leżakiem Trevora, a Alexa było jedno wolne miejsce. Udałam się tam. Czułam na sobie wzrok wszystkich mężczyzn. Gdzie niegdzie słyszałam pogwizdywanie. Stanęłam obok leżaka, zdjęłam chustę, niezdarnie związałam włosy w kucyk i usiadłam. Trevor zaśmiał się, po czym powiedział, że idzie się wykąpac. Odwróciłam się w stronę Alexa, a następnie posłałam mu zalotny uśmiech. Wyciągnęłam balsam do opalania i położyłam się na leżaku.
- Mógłbyś mnie posmarowac? – zapytałam Alexa, a ten wstał jak zahipnotyzowany i bez słowa zaczął smarowac moje ciało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz